Wszyscy mamy
jakieś ukryte marzenia. Większość moich jest związana z podróżami i muszę się
przyznać, że mam ich sporo. Są
jednak te, które zajmują pierwsze miejsca na tej liście. Wśród nich, na jednym
z czołowych miejsc znajdowała się podróż po Stanach Zjednoczonych samochodem,
śladami legendarnej Ruty 66, z Chicago do Los Angeles. Kilka tygodni temu udało
mi się spełnić to marzenie. 18 dni w towarzystwie dwóch przyjaciół (podkreślam
słowo przyjaciół, bo naprawdę wytrzymać ze mną tyle dni, 24 godziny na
dobę, to nie lada sztuka, a więc publicznie dziękuje Jorge i Pablo). Podróz
była niesamowita, tym bardziej, że wszystko szło jak po maśle i nie mieliśmy
żadnych kłopotów wartych wspomnienia. Cała wyprawa, hotele, samochód, miejsca
warte zwiedzenia etc. były z góry zaplanowane, łącznie z czasem na spontaniczne
decyzje. Dużą “winę” za tak dobrą podróż ponoszą amerykanie. Trzeba przyznać,
że są uprzejmi, sympatyczni, pomocni, wkładający sporo wysiłku, aby zrozumieć
nasz “angielski” i dzentelmeńscy za kierownicą. Jak to zwykle bywa, zdarzają
się naprawdę małe wyjątki i są rzeczy i sytuacje, które mogą się nam wydawać
dziwne, ale łatwo nad tym przejść do porządku dziennego, ponieważ regóły są te
same dla wszystkich i na dodatek wszyscy ch przestrzegają. Następne posty będą
zadedykowane słynnej Route 66 i Stanom przez które wiedzie, tak, więc będziecie
się musieli uzbroię trochę w cierpliwość. W końcu przemierzyliśmy 5700 km.,
odwiedzając dziesiątki miast, wiosek i osad, od niesamowitego Las Vegas do wiosek
opuszczonych wzdłuż 66, robiąc przy okazji ponad 4000 zdjęc. Na koniec może
tylko jedna rekomendacja dla tych, którzy być może rozważają taką wyprawę –
trzeba ją przygotować z dużym wyprzedzeniem i mam tu na myśli wiele tygodni. Ja
zacząłem ponad 8 miesięcy od dnia wyjazdu. A teraz zapraszam Was do mitycznej,
fantastycznej, owianej historią i melancholją, jedynej i niepowtarzalnej ROUTE
66.
 |
Droga 66 - Matka Wszystkich Dróg |
W
końcu nadszedł moment, na który czekaliśmy – odbiór wynajętego samochodu
(nowiutki Jeep Liberty), ładowanie bagaży i w drogę na spotkanie z 66. Pierwszy
etap wiódł z Chicago do Springfield (prawda, że brzmi znajomo? pamiętacie
Homera Simpsona?). Warto wyjaśnić, że chodzi o Springfield w stanie Illinois,
ponieważ w Stanach jest ponad 100 miejscowości o tej nazwie i dlatego właśnie
została ona wybrana przez twórców popularnej serii jako miejsce akcji - żeby
nikt nie wiedział o które Springfield chodzi. . Przed wyjazdem zaopatrzyliśmy
się w GPS-a i w ostatnią edycję map USA dla ułatwienia podróży i trzeba
przyznac, że było to bardzo dobre posunięcie. Jedna rada – warto zapoznać się z
zasadami działania GPS-a zanim wsiądzie się do samochodu, zaoszczędza się sporo
nerwów, sprzeczek i straty czasu, który to jest najcenniejszaą częscią wyjazu.
My w koncu też nauczyliśmy się jego działania, co prawda po kilku dniach
i musielśmy niestety stracic troche czasu kosztem odpoczynku, dlaczego - sami
domyślacie. Pierwsza niespodzianka spotkała nas na samym początku, chcieliśmy
oczywiście wystartować z punktu “0” orginalnej ruty. Znaleźliśmy
charakterystyczny znak ruty dokładnie w punkcie, gdzie powinien sie
znajdowaę, tyle, że jak byk było tam napisane “END”.
 |
nasz "towarzysz" podróży |
 |
tu się zaczyna Ruta... |
 |
...mimo, że napisane jest END |
Nikt nie potrafił nam tego
wyjasnić, tak więc zaczęliśmy od początku, który nazywał się “koniec” z
nadzieją, że a końcu będzie….koniec. Już po kilku kilometrach zauważyliśmy
zupełny brak “agresji” amerykańskich kierowców. Uprzejmi, bez problemów
pozwaląjacy zmienić pas, wyprzedzić, zjechać czy wjechać na główną drogę, z
uśmiechem traktując małe “przewinienia”. Może ich nie uczą gdzie jest klakson i jak
działa? Tak więc bez większego kłopotu, oprócz tego związanego z
“wystartowaniem” Toma Toma, wyruszyliśmy z Chicago autostradą międzystanową
I55, która towarzyszyła nam aż do Saint Louis. Przy pierwszej okazji
zjechaliśmy jednak na autentyczną część R66, która jest praktycznie równoległa
do I55. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w miejscowosci Gardner, małym 1,5
tysięcznym miasteczku w odległości ok. 125 km od Chicago. Spokojne,
sympatyczne i wypieszczone. Naszą uwagę zwrócił mały, drewniany koścół
pomalowany niezkazitelnie na biało. Zatrzymaliśmy się, żeby zrobić kilka zdjęć
i za chwilkę z jednego z domów wyszła strasza pani, pytąjac czy fotografujemy
coś w szczególności. Kiedy powiedzieliśmy, że interesuje nas wszystko, zaczęła
nam tłumaczyć, co jest najbardziej interesujące w miasteczku, gdzie, jak tam
dojechać, a kiedy jeszcze nie dokończyła, z domu obok wyszedł pastor kościoła
pytając, czy może chcemy wejść do środka, to by nam otworzył. Pierwszy kontakt
z ludźmi w miasteczkach nie mógł być lepszy. Podjechaliśmy do małego więzienia,
o którym nam wspomniała starsza pani. I małe to ono było, 2 zakratowane cele,
stolik i krzesło strażnika, to wszystko. Całość miała nie więcej niż 7-8-m², a
wszystko to z początku XXw. Ruszyliśmy dalej. Jak później mogliśmy
sprawdzić, Ruta 66 jest świetnie oznakowana we wszystkich miejscowościach
przez które przebiega.
 |
Kościół w Gardner |
 |
wygląda jak domek dla lalek... |
 |
...ale to jest więzienie |
 |
stary tramwaj, dzisiaj kawiarenka- odrestaurowany i podarowany przez miejscową rodzinę |
 |
jak widać, ruta jest oznakowana |
Następny postój zaplanowany był w 4 tysięcznej miejscowości
Gardner, gdzie zobaczyliśmy pierwszą (później było ich sporo) starą stację
benzynową. Świetnie utrzymana Ambler’s Texaco Gas Station, stacja kolejowa
i jeden z trzech budynków bankowych zaprojektowanych przez słynnego
architekta Franka Lloyd Wrighta były atrakcyjnymi punktami miasta.
 |
stacja benzynowa w Dwight |
Dalej, po
kilku kilometrach, w miejscowości Odell, zatrzymaliśmy się przy prawdziwej
perełce, starej stacji benzynowej Standard Oil Gasoline Station z 1932r.
Pomalowana na biało – niebiesko z czerwonym dystrybutorem, zapraszała do zdjęcia.
Warto dodać, że stacje tego typu nie działają, są katalogowane, utrzymywane
przez Zrzeszenie Przyjaciół Ruty 66 i oznakowane jako atrakcja
przydrożna.
 |
dlaczego dzisiaj takich nie ma? |
 |
Odell - stacja benzynowa Standard Oil Co.- oznakowana jako atrakcja przydrozna |
Stamtąd wyruszyliśmy w Kierunku miasta Pontiac (12 tys.). To
wlaśnie jego nazwa dumnie widnieje na maskach słynnych samochodów produkowanych
przez General Motors. Wjeżdżając do miasta, nie sposób pominąć Muzeum Ruty 66.
Świetnie utrzymane, z dużą ilością eksponatów i pamiątek związanych z
Rutą, a także z punktem informacyjnym dla podróżujących tą trasą.
 |
muzeum Ruty 66 - Pontiac |
W mieście są
jeszcze 3 inne muzea: Malarstwa Ściennego, Wojny i Samochodowe, wszystkie
bardzo ciekawe a wstęp do nich jest darmowy. Całe Pontiac udekorowane jest
pięknymi ściennymi malowidłami. Jest ich setki a każde warte obejrzenia. To
oczywiście zmusiło nas do wyciągnięcia aparatów i przemierzenia miasta w celu
uwiecznienia tych arcydzieł. Przy jednym z nich podszedł do nas mężczyzna,
który okazał się być prezydentem miasta. Był ze swoim synem (chłopak swoją
budową do złudzenia przypominał Hulka) i z autentyczną przyjemnoscią i wielką
cierpliwością opowiedział nam o mieście Pontiac, o tym, gdzie warto pójść, co
zobaczyć, gdzie zjeść i wszystko to nie będąc w czasie żadnej kampanii
wyborczej, bez fotografów, bez kamer,dla trzech obcokrajowców, których w życiu
wiecej nie zobaczy. Na myśl nasunęły mi sie natychmiast sylwetki niektórych
naszych polityków w swoich ciemnooszklonych samochodach “pancernych”, z chmarą
ochroniarzy w ciemnych okularach….niedostępni.
 |
Murale ścienne w Pontiac |
 |
Pontiac z 1929 roku w Muzeum Samochodowym w ...Pontiac |
 |
jeden z trzech pojazdów Roberta Waldmire'a, autentycznej legendy R 66 |
 |
artysta, bohemy, który praktycznie żył na Route 66 |
Po wizycie w Pontiac
wyruszyliśmy w kierunku Springfield, stolicy stanu Illinois od 1837 roku, którą
zamieszkuje ok 110 tys. osób. To właśnie tu, w 1929 roku, osiedlił się jeden z
najsławniejszych i najważniejszych prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych
– Abraham Lincoln. Do dzisiaj zachowuje się tutaj, w naprawdę świetnie
zachowanej dzielnicy z tamtych czasów, dom prezydenta, który można zwiedzić
(wstęp wolny). Warto też obejrzeć budynek Kapitolu i cmentarz Oak Rigde, gdzie
w mauzoleum pochowany jest własnie sam Abraham Lincoln i jego rodzina. Pierwszy
etap podróży mieliśmy za sobą. Nastepny: Springfield - Saint Louis.
 |
ul. Washington St. - Springfield |
 |
Kapitolio w Springfield |
 |
tak wygląda dzielnica, w której mieszkał Abraham Lincoln |
 |
wszystko świetnie utrzymane... |
 |
...dokładnie tak, jak ponad 160 lat temu... |
 |
...oczywiście wstęp darmowy |
 |
dom Abrahama Lincoln'a |