Ostatni etap, ostatnie
500km Drogi 66. Dziesiatki kilometrów pustynnego pejzażu (jesteśmy w okolicy
pustyni Mojave). Tego typu widoki mieliśmy już okazję obejrzec po drodze wiele
razy, tak że w niewielkiej miejscowości Yermo niedaleko miasta Barstow
zatrzymaliśmy się a obiad. Wybraliśmy restaurację Peggy Sue’s 50’s Dinner.
Kuriozalne wejście w formie szafy grającej i typowe pastelowe kolory z lat
50-tych pozwalały przypuszczać co możemy zastać wewnątrz. Tak też się stało. W środku
wszystko z tamtej epoki, od strojów kelnerek, poprzez dekoracje aż do menu. Duże smaczne porcje, typowo amerykańskie (hamburgery, frytki, krwisty stek, piwo) może
tylko trochę droższe w porównaniu z innymi tego typu miejscami. Stamtąd
ruszyliśmy w kierunku Los Angeles.
 |
restauracja Peggy Sue's |
 |
główne wejście |
Autostrada zaczynała robić się coraz szersza, coraz wiecej pasów i ruch zwiekszał sie z każdym kilometrem. Powoli ale jednak poruszalismy sie. Wjeżdżajac do Los Angeles autostrada poszerzyła sie do 8 pasów w każdym kierunku. Bez zatrzymywaniania się dojechaliśmy do
naszego hotelu i...jakaż różnica. Jeszcze byliśmy pod wrażeniem luksusowego hotelu
w Las Vegas a tu znalezliśmy się nagle w typowym motelu dla komiwojażerów, jak
z amerykańskiego filmu z lat 60-tych. Mały pokój, łazienka może z 1,5m², wyblakłe
ściany nie malowane chyba od otwarcia hotelu, na dodatek małe okno z widokiem
na ganek przez który wszyscy goście musieli przechodzić aby dostać się do swoich
pokojów i swiatło, które mogło by być bez kłopotu używane podczas nalotów w
czasach II wojny światowej, ciemno jak w d.... u murz....przepraszam - przysłowiowego afro-amerykanina. Nie można powiedzieć żeby było
brudno ale wszysko było już bardzo zużyte. Dobre czasy ten hotel miał już dawno
za sobą i potrzebował pilnie generalnego remontu. Pozostawiliśmy nasze bagaże i
wyjechaliśmy na miasto żeby się trochę zorientować w które jego cześci się
znajdujemy. Los Angeles samo w sobie nie jest miastem atrakcyjnym, owszem sa ładne
i luksusowe dzielnice rezydencyjne ale są one dość oddalone od centrum. Odległości
są duże i jest duży ruch ale jakoś specjalnie nie ma korków. Powoli, ale
wszystko sie rusza. Zwiedzanie miasta pozostawiliśmy na dzień następny i
zdecydowaliśmy się na kolację w restauracji Bubba Gump Shrimp Co. Pamiętacie
napewno film „Forrest Gump”, jego historia jest prawdziwa tak jak i ta
restauracja, którą można na filmie rozpoznać. Bardzo smaczne owoce morza, duże
porcje i rozsądne ceny a na dodatek pięknie położona, nad samym brzegiem
Pacyfiku. Po kolacji już tylko hotel i łóżko. Wczesnie rano, jak przystało na
prawdziwych turystów wyruszyliśmy po obowiązkowe zdjęcie wzgórza ze słynnym
napisem ”HOLLYWOOD”. Droga do niego jest bardzo wąska i bardzo kręta. Po
„zdobyciu” pamiątkowego zdjęcia, udaliśmy się na poszukiwanie słynnego Sunset
Boulevard, ulicy gdzie słynne gwiazdy „dostają” swoje gwiazdki na chodniku, a
tak naprawdę to je sobie kupują za ponad 100 tys. dolarów. Gubiąc sie kilka
razy po drodze dotarliśmy w końcu na miejsce. Mnóstwo ludzi, jeszcze więcej
aparatów fotograficznych (japończycy, oni nie robią zdjeć, oni strzelają jak z
karabinu maszynowego do wszystkiego) i mnóstwo gwiazd, oczywiście tych na
chodniku. Jeszcze tylko zdjęcie przy Kodak Theatre (tam gdzie rozdają słynne
Oskary) i skierowaliśmy się do końcowego punktu Route 66, który znajduje się na
molo w Santa Monica (w obrębie wielkiego Los Angeles).
 |
w drodze na słynne hollywodzkie wzgórze |
 |
Hollywood |
 |
Sunset Boulevard - chodnik gwiazd |
 |
Teatr Kodak - to tu właśnie "rozdają" Oscary |
Ciekawostką jest, że
ruta zaczyna się na molo w Chicago i kończy też na molo w Santa Monica. Muszę przyznać z reką na sercu, że a widok
znaku oznaczającego koniec Drogi 66 rozczuliłem się jak małe dziecko. Dobiegła
końca podróż o której marzyłem od lat, spełnienie czegoś co się wydawało nieosiągalne,
właśnie to - spełnienie marzenia. I tu stałem, z dwoma PRZYJACIÓŁMI, pod TYM znakiem, z tysiącami zdjęć
zrobionymi po drodze aby zachowac w pamięci ten spełniony sen. Na samym końcu
mola znajduje się ostatni ”oficjalny” sklep Route 66 z dedykacją dla Roberta
Waldmire’a, prawdziwej ikony tej historycznej trasy, o którym wspominałem przy
okazji wizyty w mieście Pontiac (tu).
 |
Pacyfik - plaża w Santa Monica |
 |
Santa Monica |
 |
molo w Santa Monica |
 |
Lunapark dla najmłodszych na molo |
 |
hurraaa! dopięliśmy swego! |
 |
ostatni sklep na Route 66 - w hołdzie Robertowi Waldmire |
Przypadek sprawił, że tuż obok sklepu na samym
końcu mola stał zaparkowany radiowóz policji z Santa Monica. Zła reputacja jaka
generalnie panuje wokół amerykańskiej policji absolutnie nie odzwierciedla
rzeczywistości. Zawsze czujni, pomocni, sympatyczni, chętni udzielenia porady,
takich wlaśnie spotkaliśmy przejeżdżajac tysiące kilometrów, przez małe wioski,
osady, miasteczka i wielkie miasta. Niestety środki masowego przekazu i
internet są poteżną bronią, potrafiącą odizolowane przypadki przedstawić w
sposób, jak gdyby były one nagminnymi, a tak wcale nie jest.
 |
amerykańska policja - No Problem |
Skończyła sie
nasza podróz, od wybrzeża do wybrzeża, ze wschodu na zachód. Jak już wspominałem,
przemierzyliśmy w ciąagu 18 dni prawie 6 tys. Kilometrów i każdy z nich
pozostanie w mojej pamięci, a jeśli ta zawiedzie to pozostaną mi moi towarzysze
pordóży i karty pamięci aparatu fotograficznego z ponad 4-ma tysiacami zdjeć
aby mi o tym przypomnieć. Pozostaje mi tylko podziękować a Jorge i Pablo za ich
wspaniałe towarzystwo i cierplowość i za to, że nie zrzucili mnie na dno
Wielkiego Kanionu za wszystkie moje zrzędzenia i ”humory” w wiekszości
przypadków nieuzasadnione. I Wam wszystkim, którzy znaleźliście chwilkę czasu,
żeby wejść na ten blog i trochę poczytać o moich doświadczeniach z podróży,
niektórzy znajdując nawet moment na pozostawienie komentarza. Dzięki wszystkim
i...do następnej podróży. Obiecuje, że aby Was nie zanudzić nie będzie ona
miala już nic wspólnego z USA.
 |
jak na filmach - The End |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz